Hopeless – recenzja

Miłość nastolatków to wdzięczny temat na powieść młodzieżową. Nie trzeba się wysilać, bo i tak zawsze znajdą się chętni do przeczytania książki o licealnych miłostkach. Aby z typowej historyjki dla niewymagających powstało coś wartego naszej uwagi, trzeba już bardziej się przyłożyć. Należy obowiązkowo obarczyć swoje fikcyjne postacie masą problemów, uważając, aby nie przesadzić z dramatyzmem, a następnie za sprawą świetnie wykreowanych bohaterów, sensownej i refleksyjnej fabuły oraz chwytliwego stylu podbić serca czytelników.

Colleen Hoover podjęła się wyzwania i popełniła Hopeless. Pamiętam doskonale jak mocno zdziwiłam się, widząc nieprzetłumaczony tytuł książki na półkach księgarnianych. Wtopa czy celowy zabieg? Początkowo optowałam za czystym lenistwem, jednak lektura książki skutecznie wyleczyła mnie z cynizmu, bowiem okazało się, że celowość pozostawienia tytułu w oryginale to jedna z lepszych decyzji podjętych przed wydaniem Hopeless w Polsce. Chyba nie dałoby się lepiej niż w ten właśnie sposób oddać ducha dzieła Colleen Hoover. Brawo za odważną decyzję!

W książce znajdziecie historię Sky, nastolatki trzymanej pod kloszem przez jej nadopiekuńczą, adopcyjną matkę. Dziewczynie udaje się przekonać rodzicielkę, że pójście do publicznego liceum nie równa się zesłaniu do czeluści piekielnych – perspektywa chodzenia do szkoły razem z innymi dzieciakami wydaje jej się niezwykle ekscytująca. Wprawdzie wybiera się do niej sama, ponieważ jej najlepsza przyjaciółka, Six, wyjeżdża na wymianę do Europy, ale najważniejsze jest to, że w końcu wyrwie się z domu. Tam, a właściwie w supermarkecie, jeśli mam trzymać się faktów, poznaje Deana Holdera, który nie pozostawił po sobie dobrego wrażenia, lecz w efekcie wywrócił życie Sky do góry nogami. Trąca banałem, ale zapewne domyślacie się, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Odnoszę wrażenie, że Hopeless powstało z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest chęć złamania serc wszystkim swoim czytelnikom, a drugim potrzeba udowodnienia wszystkim wokół, że brak oryginalnej fabuły nie wyklucza zmajstrowania książkowego cudu. Dokładnie tym jest dla mnie dzieło autorki. A także, jeśli już mogę przełączyć się na tryb chwalenia, przepiękną, wzruszającą, mądrą i skłaniającą do refleksji historią, której przeczytanie było dla mnie jednocześnie i nagrodą, i zaszczytem. Dla takich książek zarywa się noce!

Szczerze mówiąc, spodziewałam się niezbyt ambitnej opowiastki dla nastolatek. Pewnie dlatego lektura Hopeless była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Myślałam, że tak poruszających książek już się nie pisze, bo wszyscy chcą happy endów, a dramaty już się nie sprzedają, ale bardzo się myliłam. Cieszę się, że Colleen Hoover zdecydowała się wydać tę powieść, bo dzięki niej odzyskałam wiarę w to, że istnieje coś takiego jak dobra powieść z gatunku young adult. Hopeless poruszyła mnie jak mało która książka i choć nie wylałam przy niej morza łez tak jak przy Gwiazd naszych wina, to jednak w myślach odkładam ją już na półkę z najlepszymi powieściami, które udało mi się przeczytać. Fizycznie powinno to nastąpić niebawem, jako że wreszcie dorobię się nowego regału i wyniosę do piwnicy stary telewizor, robiąc sobie więcej miejsca na książki. Serio, po co komu telewizor, kiedy wokół jest tyle świetnych lektur do odkrycia?! Warto zacząć od Hopeless – wtedy byłby do idealny start w świat książek.

Hopeless autorstwa Colleen Hoover to powieść, obok której trudno przejść obojętnie. Do lektury zachęca nas nie tylko piękna oprawa, ale i obiecująca treść blurba. Podsumowując, jest to niezwykle emocjonująca książka, która zaskoczyła mnie i zachwyciła do tego stopnia, że wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co przeczytałam. Polecić ją Wam z całego serca to za mało, dlatego napiszę po prostu, że Hopeless to absolutny must read!

źródło: http://zrecenzujemy.blogspot.co

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *